Wednesday, June 27, 2007

Przyszłość prasy codziennej i czasopism wobec rozwoju Internetu

Przyszłość rynku reklamy w dużym stopniu skorelowana jest z przyszłością samych mediów. Prowadziłem dziś panel na konferencji zorganizowanej przez ECU Marketing pt. Nowoczesne Planowanie i Zakup Mediów. Razem z osobami reprezentującymi media, z panią Grażyną Olbrych - Redaktor Naczelną Glamour oraz panem Radkiem Sofr - Prezesem Zarządu Trade Press, rozmawialiśmy na temat zmian zachodzących na rynku prasowym, a także szeroko rozumianym rynku mediów.

Ten panel dostarczył wiele ciekawych obserwacji, które postaram się opisać w najbliższych wątkach.

Arthur Sulzberg (właściciel The New York Times wydawcy: New York Times, Boston Globe) wygłosił na Forum Ekonomicznym w Davos, że "z upadkiem prasy papierowej trzeba się ostatecznie pogodzić". Powiedział również, że jako wydawca zatrzyma swoje maszyny drukarskie za ok. 5 lat… (http://gu.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=20255&Itemid=146).


Czytając opinię takiego autorytetu na tym rynku nasuwa się pytanie, jak powinniśmy zatem traktować prasę? Jak wielkie drapieżne zwierzę, które pomimo śmiertelnego ranienia jest jeszcze na tyle ostre i agresywne, że lepiej je karmić do jego kresu sił, bo nadal odstrasza intruzów i daje nam poczucie bezpieczeństwa, czy raczej odizolować i przyspieszyć jego konanie? A może ta opinia jest przesadzona?

Celowo uciąłem wypowiedź Sulzberga, by dać trochę do myślenia czytelnikowi tego posta. Mam nadzieję, że tworząc pewną pauzę, chociaż na chwilę wprowadziłem Cię czytelniku w zastanowienie. Ten sam Artur Sulzberg w swojej wypowiedzi dodał:, że nie ma jednak powodów do zmartwień. To co straci słowo drukowane zarobi witryna (w tym wypadku http://www.nyt.com/).

Zatem można powiedzieć, że powodem nieszczęścia prasy jest Internet, ale jest on również nadzieją na ratunek dla wydawców. Czytelnictwo gazet elektronicznych gwałtownie rośnie (w przypadku wydanie NYT on-line nawet o 40% w skali roku - dana za 2006).
Powoli zaczynamy doceniać nie tylko szybki dostęp do treści, który daje nam Internet, ale również jakość przekazów. Może to jeszcze nie jest zjawisko masowe, ale z pewnością postępujący trend. Dużo emocji (i pewnie zawsze tak będzie) dostarczają materiały zdobyte, nagrane, stworzone przez samych internatów (skutek WEB 2.0), ale jednocześnie coraz większa grupa dojrzałych obserwatorów poszukuje wartościowych, sprawdzonych treści, za które będą gotowi zapłacić.
Mamy coraz mniej czasu i gdy wchodzimy na pewien etap naszego życia (nazwijmy to czasem aktywności zawodowej) znaczenia dla nas nabiera szybkie dotarcie do wartościowej informacji. Nie chcemy tracić czasu na poszukiwanie danych w gąszczu bezpłatnych, płytkich informacji.
Tu można upatrywać wartość informacji pochodzących od wydawców, z pracy zawodowych dziennikarzy. Markowy i ceniony brand wydawnictwa czy konkretnego tytułu będzie dla odbiorcy wskazówką do poszukiwania właśnie wokoło niego atrakcyjnych treści.

Nie oszukujmy się przy tym, że sam brand ochroni dostawców kontentu. Blogerzy, społeczni dziennikarze podwyższają poprzeczkę. Działają nie tylko szybciej niż tradycyjni dziennikarze, ale stosują również lepsze metody przekazu. Sami zawodowi dziennikarze trafiają do blogosfery podwyższając jej poziom. W takiej sytuacji zawodowi twórcy będą musieli działać jeszcze sprawniej, jeszcze lepiej, jeszcze szybciej, bardziej profesjonalnie. Wydaje się zatem, że Ci, którzy przetrwają ten okres przejścia mediów tradycyjnych do Internetu będą reprezentować bardzo wysoki poziom merytoryczny własnych treści.

Podsumowując ten wątek można stwierdzić, że Internet nie jest takim konkurentem dla tradycyjnej prasy jak powszechnie się przyjmuje. Jest raczej innym nośnikiem, który dewaluuje papier, ale nie treść. Zagrożenie płynące z Internetu wynika bardziej z tego, że wymusza on zmianę podejścia do czytelnika i formy biznesu wydawniczego a nie z tego, że umożliwia on bezpłatny dostęp do treści.

Monday, June 18, 2007

Zabić Press Clipping

Wracam z kolejnej konferencji. Tym razem mówiłem o znaczeniu szybkiego dostępu do informacji w sytuacjach kryzysowych. Kolejny raz zwracałem uwagę na zmiany, jakie zachodzą we współczesnych mediach. Jak bardzo zmienił się Internet. Nie jest on już medium reaktywnym, ale aktywnym, dla wielu najważniejszym, źródłem informacji. Przy tej okazji mówiłem o sile napędowej Globalnej Sieci – internautach, którzy swoją aktywność z ławki w parku przenieśli do Internetu. Wykorzystują to co oferuje WEB 2.0 do zaspokojenia swoich potrzeb komunikacyjnych.
Szkoda, że ławkę w zielonym parku, na której spotykaliśmy się z przyjaciółmi zamieniamy coraz częściej na elektroniczne krzesło w sieci, ale dzięki temu mamy możliwość rozmawiania (może precyzyjniej komunikowania się) z wieloma ciekawymi ludźmi. Wydaje się, że coraz więcej specjalistów public relations zauważyła siłę blogów. Ja również należę do tych osób, które dostrzegają ich znaczenie. Mówię o nich praktycznie na każdym kongresie czy konferencji gdzie mam swoją prezentację czy wykład. I nagle myśl. Skoro są takie ważne, to dlaczego samemu nie spróbować pisać bloga?

Trochę boję się, ze zabraknie mi czasu, a później i zapału, żeby go tworzyć. Ale spróbuję.

W zasadzie już chciałem zakończyć ten pierwszy wpis, ale może warto, żeby jeszcze napisac kilka zdań wyjaśniających tytuł tego posta.
Dla wielu osób z branży public relations monitoring mediów kojarzy się z tradycyjną prasówką. Ja uważam, że współczesne media, a nawet bardziej współcześni twórcy mediów sprawiają, że coraz trudniej nam ogarnąć informacje, jakie ukazują się w prasie, Internecie, radiu i telewizji. Szczególnie rozwój Internetu doprowadził do tego, że powstało tak wiele źródeł informacji, że tak naprawdę osoby od kontroli i budowania wizerunku firmy czy marki utraciły możliwości zapanowania nad nimi wszystkimi. A przecież praca specjalisty od PR, marketingowca, czy innej osoby, dla której te wszystkie dane są istotne nie powinna się sprowadzać jedynie do poszukiwania tak wielu źródeł informacji. Tradycyjny press clipping nadal nie rozwiązuje problemu. Bo informacji znalezionych w jego procesie może być tak wiele i o tak dużym zróżnicowaniu merytorycznym, że nadal będziemy pracować w gąszczu publikacji.

Odpowiedzią na takie problemy jest właśnie moje wyobrażenie inteligentnego przetwarzania tych informacji. Tworzenie dla klienta rozwiązań, które dostarczą mu wszystkie potrzebne informacje, ale uszeregowane, sklasyfikowane, odpowiednio nacechowane i podane zgodnie z profilem oczekiwań poszczególnej osoby. Bo przecież klient, to nie jest bezosobowa firma, to są konkretne osoby, które mają różne, w zależności od pełnionych funkcji potrzeby informacyjne. Dodatkowo istnieje potrzeba, by móc tymi wszystkim informacjami w odpowiednim momencie zarządzać, przetwarzać, wyszukiwać. Bo cóż nam po setkach danych skoro nie będziemy mogli w nich nic znaleźć?

Jadę pociągiem. Właśnie dojeżdżam do Poznania. W tym miejscu skończę mój pierwszy wpis. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.